Filmowe UFO w Wylatowie

Na polach pod Gnieznem każdego lata polscy ufoiści czekają na pojawienie się piktogramów w zbożu. Tam właśnie filmowiec Maciej Cuske pokazał swój nowy dokument „Na niebie na ziemi”



Na ścianie dwupiętrowego domu stojącego na skraju wsi rozwiesili wielki ekran z płótna jak kiedyś w wiejskich kinach objazdowych. Ławki pełne ludzi. Tu obok, na tych polach powstawały w zbożu piktogramy. Z nieba zlatywały świetlne kule. Nazwa miejscowości – Wylatowo pod Gnieznem – jakby stworzona do bliskich kontaktów trzeciego stopnia. W tym roku nie było jednak zbożowych kręgów. Jest za to film, na który właśnie czekamy.


Maciej Cuske („Kuracja”, „Antykwariat”, „Elektriczka”) zrealizował dokument „Na niebie na ziemi” o ludziach polujących w Wylatowie na UFO. Premierę urządził w tym samym miejscu, gdzie kręcono zdjęcia.


Powoli zmierzcha. Publiczność wygląda na rozbawioną.


Przyszli miejscowi ze wsi. Przyjechali filmowcy, koledzy Maćka ze szkoły Wajdy, zespół Paladino w komplecie. Pomiędzy nich wmieszani prawdziwi ufolodzy, którzy na razie się kryją, niepewni jeszcze, jaki będzie film. Czy ich nie wyśmieje?


Przed przyjazdem do Wylatowa na stronie Janusza Zagórskiego, dziennikarza z Wrocławia, który miał swój program w lokalnej telewizji na temat wiedzy alternatywnej „Wyjaśniamy niewyjaśnione”, czytam głosy internautów: „Ponoć cała wioska coś widzi. Ludzie widzą jakieś pojazdy. Nawet ksiądz wierzy w UFO”. „To jest brednia oczywista…”. „Chopie, nikt cię nie zmusza do takiego myślenia. Przyjedź do wioski, posłuchaj ludzi…”. „Wioska zrobiła sobie dobrą reklamę. Tam nic nie ma…”.


Myślę z obawą, jak Cuske swoim filmem pogodzi tych wszystkich: szyderców i wierzących, ufologów i artystów? Czy wyjedzie stąd cało? Nie dość że w tym samym czasie dwie różne ekipy kręciły film w Wylatowie, to jeszcze podobno działają tam niezależnie różne odmiany UFO.


„Ekspres Reporterów” w Wylatowie


Czekamy na projekcję, słuchając muzyki jazzowej Tomka Gwincińskiego. Ktoś wybiega przed ekran, tańczy. W smudze światła z cyfrowego projektora zaimprowizowany teatr cieni. Na ścianie domu, gdzie wisi ekran, nagle zapalają się okna. Światło przebija przez płótno. Powstaje dziwna kombinacja kina i rzeczywistości. Tylko co tutaj jest rzeczywistością?


Film rusza przy aplauzie widowni. Jego bohaterem jest Ireneusz, młody badacz UFO, który przyjeżdża do Wylatowa co roku z żoną i córeczką. Widzimy na filmie, jak nocą wybiega ze swojego namiotu rozstawionego na polu, mówi, że oślepiło go tajemnicze światło. Nagle stop – projekcja przerwana, DVD zacina się. Reżyser uspokaja: tak samo było we Wrocławiu na Nowych Horyzontach. Zacinało się, choć nie miało prawa. Tajemnica!


Korzystając z przerwy, przed ekran wybiega z megafonem dziennikarz Robert Bernatowicz (występuje także w filmie Cuskego). Obok stoi biały samochód jego fundacji Nautilus do badania zjawisk niewyjaśnionych.


– Proszę państwa! Siła, która robi piktogramy, działa z wysokości kilkunastu metrów. Jak one powstają? Moim zdaniem robią je kule niewidoczne gołym okiem, natomiast widoczne w momencie nagrania. Pytanie: co jest tą kulą? Na to pytanie mimo siedmiu lat badań nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć. Nikt nie mówi, że to kosmici. My po prostu nie wiemy, co to jest. Gdybyście mnie zapytali, po co komu to wszystko, powiem tak: może chodzi o obserwację ludzi? Tu, w tym domu, przez te lata działy się rzeczy niebywałe: miłości, konflikty, rozstania, łzy. Może ktoś z zewnątrz chciał poznać ludzkie emocje? Opowiem taki fakt. Ja występuję w telewizji, w „Ekspresie Reporterów”. Był rok 2001, czerwiec, godzina 21 – opowiadałem o kręgach zbożowych w TVP. I dokładnie w tym czasie na polu powstał nowy piktogram, jeden z najpiękniejszych, w kształcie hostii. A myśmy tutaj, w polu, dzień wcześniej toczyli dyskusję o religii. Więc czy to nie był dialog? Taka jest moja koncepcja, mogę się mylić, ale państwu o tym mówię, bo widzę, że koledzy jeszcze walczą ze sprzętem. Czy są jakieś pytania? Any questions? Nie ma pytań? Bardzo państwu dziękuję za uwagę. Trzymamy kciuki za film. Pamiętajcie, że piktogramy są prawdziwe i nie zapomnijcie o Wylatowie.


Fundacja Nautilus


Czekamy na film jak na UFO. Za chwilę będzie. Już jest. Film. Nie o UFO – bo nie było piktogramów w tym roku – ale o tych, co wypatrują zjawiska każdego lata, wzajemnie utwierdzając się w swojej wierze. O miejscowych, co z UFO są za pan brat („Oni tu są od wojny. Tylko to nie miało nazwy. W Polsce mówiliśmy na to »świetliki «”). O ludziach mediów, którzy traktują sprawę zawodowo. Prawda i fikcja są w dzisiejszym świecie czymś relatywnym. Czy nie jest tak, że o czymkolwiek mówi się w mediach, czy w internecie, to coś zaczyna żyć własnym życiem?


Fragment programu TV Janusza Zagórskiego: „Po raz pierwszy w tym sezonie ze słynnych wylatowskich pól. Powstają tu piktogramy, ale my donosimy także o różnych zwykłych wydarzeniach, czasem bardzo dramatycznych. Dzisiaj zdarzyła się taka rzecz: spłonęło kilkanaście hektarów zbóż”. Oglądamy kosmiczne ujęcia pożaru. W tym kontekście wszystko, na co patrzymy, staje się niezwykłe.


Ale przede wszystkim jest to film o Irku – tym, który wierzy. „Warto było w Wylatowie zrobić tę całą akcję, żeby tacy ludzie się pojawili jak pan” – powie mu Bernatowicz. Co z tego, skoro Irek wciąż jest oszukiwany przez rzeczywistość. Natrafia w polu na fałszywki, deską wygniatane piktogramy. „Pech, nie ma kręgów w tym roku, nie wiem, co się stało”. „Powiem panu szczerze – opowiada świadek pierwszego cudu – w 2001 r., kiedy przyszliśmy na pole, piktogram był jeszcze świeżutki. Pierwszy raz w życiu zobaczyłem absolut. Od tafli zboża odbijało się słońce. To wyglądało jak woda. Nieprawdopodobne. Żeśmy stali jak urzeczeni. Do tej pory mam zdjęcie”.


Bernatowicz dobrze zgadł, o czym będzie ten film: chodzi o obserwację ludzi. Ziemia oglądana z perspektywy nieba. Oczami UFO. Czy nie tak właśnie, z góry, z fascynacją na pograniczu okrucieństwa i współczucia przyglądał się ludzkiemu światu Pieter Breughel Starszy? Lub Werner Herzog w dokumencie „Wiara i przesądy w Rosji”, gdzie bez szyderstwa filmował samozwańczego mesjasza, ludzi poszukujących na czworakach zatopionego pod lodem miasta Kiteź?


Czy nie tak właśnie niczym przybysz z kosmosu opisywał nocne życie warszawskiego Chamowa Miron Białoszewski? Od niego nabrałem sympatii do ufoistów. Oni przecież umieją śmiać się z samych siebie. „Silę ucho: / Leci UFO / Czy nie? / Mam nadzieję / Że przewieje / I mnie. / Ejże, ejże?! / Coś się bierze… / Coś jest. / Z szyb wygryza / I wysysa / Mnie gdzieś. / Już mnie łapła / Kula światła / W swe rwy. / Do widzenia / Pani Ziemia! / I wy!”. Ta piosenka wzrusza przez to, że tak naprawdę poprzez UFO mówi o śmierci.


Oni tu są


Kamera Radka Łaczuka w filmie Cuskego ogląda tajemnicze Wylatowo z tą samą fascynacją, z jaką filmowali poprzednio kuracjuszy w Ciechocinku, klientów antykwariatu na Żoliborzu. Ludziom czekającym na coś, co nie chce się pojawić, ten film pokazuje, że to coś przeszło może tuż obok, niezauważone. Wystarczyło obrócić kamerę z nieba na ziemię, jak w końcowym, pięknym ujęciu, które Cuske uważa za puentę swego filmu. Zboża już zżęte. Ziarno sypie się z młockarni. Irek rozgląda się po polach, nad którymi nie ukazała się w tym roku świetlna kula.



Naraz jego spojrzenie przenosi się na córeczkę, która co roku towarzyszy mu w Wylatowie. Jakby zobaczył ją po raz pierwszy.


Ujrzeć niebo na ziemi, rzeczywistość wokół siebie jako coś boskiego – czy to nie cel każdej religii? Wiara w UFO w jakimś sensie też nią jest. Jak o żywym micie XX wieku pisał o niej przed półwiekiem Carl Gustav Jung. Ale wtedy, w czasach zimnej wojny, UFO miało inny charakter, groziło inwazją z kosmosu. Dziś ludzie z Wylatowa nie boją się kosmosu, raczej tego, co na ziemi.


To, że UFO nie chce się pojawić, ma świadczyć o dyskrecji istot pozaziemskich. Po prostu nie chcą nam sprawiać kłopotu. A może patrzą na ludzkość z odrazą?


„Panie Robercie, proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby tu doszło do jakiegoś ujawnienia. Ląduje spodek, jest wielka manifestacja. Ale znając ludzkość, to by była wielka katastrofa. Gdyby oni tutaj obok nas wylądowali, ja bym ich nie pytał o kręgi. One są tylko symbolem tajemnicy. Ja bym zapytał: Słuchaj, człowieku z gwiazd, ty mi powiedz, co się ze mną stanie po śmierci? Która jest religia prawdziwa? Chrześcijaństwo? Islam? A on mi nagle wskaże jakiś mały nieznany kościół. Czy pan sobie wyobraża, co się wtedy dzieje? Byśmy nie wiedzieli, gdzie uciekać. Irak w wymiarze globalnym!”.


Brawa na widowni zebrał wylatowski chłop, który w filmie Maćka mówi tak: „Wojna dla Boga? Ginąć dla Boga? Jak to można? Żyjesz sam dla siebie, człowieku. Pan Bóg cię wskrzesił i masz żywym przykładem być dla drugiego. Masz robić tak, żeby było dobrze, a nie źle! Jak nie wiesz, po co żyjesz…”.



Źródło: Tadeusz Sobolewski

Podziel się wiadomością: