Grunt to rodzinka

Wylatowo tym różni się od innych, że latem ląduje tutaj UFO. W Boże Narodzenie wszystko jest jednak jak najbardziej normalne, rodzinne, jak w całej Polsce.

Smak i zapach świąt w domu Małgorzaty Kujawskiej czuć już znacznie wcześniej niż w innych. Małgorzata jest szefową Koła Gospodyń Wiejskich w Wylatowie. Wspólnie z innymi gospodyniami już od pierwszego grudnia piecze pierniki, robi ozdoby świąteczne, przygotowuje stoły wigilijne. Jeżdżą z nimi n przeglądy. Przywożą nagrody i wyróżnienia. Organizują wigilijne wieczerze.
 
Pani Małgorzata zakupy świąteczne robi więc na dwa portfele. Z jednego wykłada na wigilię KGW, a z drugiego na święta z rodziną. A trzeba tu zaznaczyć, że dom Kujawskich zawsze przygotowany jest na przyjęcie dużej liczby gości, więc portfel musi być gruby. W tym roku pani Małgorzata sporego najazdu biesiadników spodziewa się w pierwszy dzień świąt. Ona ma ośmioro rodzeństwa, jej mąż Henryk – pięcioro. – Na święta i imieniny gości się nie zaprasza. Lodówki u nas zawsze są pełne. Jedzenia dla wszystkich wystarczy – wyjaśnia. – Gość w dom, Bóg w dom – dodaje.
 
Karp pod nóż

Karp musi być na stole. – Kupuję żywego i morduję – śmieje się pani Małgorzata. Mąż ma opory, by rybę uśmiercić. – On to nawet kury i kaczki nie zabije. Pochodzę z gospodarstwa. Miałam siedmiu braci i jedną młodszą siostrę. Jak mama powiedziała, że obiad musi być, to trzeba było sobie radzić – opowiada.
Gdy w Wigilię rano karp idzie pod nóż, mąż wychodzi na podwórko. Sprząta obejście i pali w piecu, by w domu było ciepło. Czasami przyjmie swoich gości, którzy obdarują go orzechami, makiem lub grochem. – To złota rączka. Wszystko potrafi naprawić. Nigdy nie odmówi innym pomocy. Ludzie tak mu się w Wigilię odwdzięczają – tłumaczy żona.
 
Przygotowywaniem potraw zajmują się kobiety. Smażą, pieką. Po całym domu roznoszą się cudne aromaty. Jest kasza jaglana na słodko z owocami i barszcz czerwony, i zupa grzybowa. Jest śledź w śmietanie, fasola z kapustą i kluski z makiem. No i kutia symbolizująca zgodę i pomyślność. Niczego jednak nie można tknąć aż do pierwszej gwiazdki. No chyba, że kromkę chleba maczaną w miodzie.
Pewna Wigilia była szczególna. Do dziś wspomina ją cała rodzina. Kilka lat temu podczas przygotowywań jedna z córek złamała rękę. – Chciała galaretę przestudzić na balkonie i się poślizgnęła – wspomina pani Małgorzata. Tego dnia wieczerza rozpoczęła się z kilkugodzinnym opóźnieniem. Było jak zwykle, choć córka opłatkiem łamała się z jedną ręką w gipsie.
 
Rodzinna tajemnica
W rodzinie Kujawskich nikt nie tknie smakołyków na stole, zanim wspólnie nie odmówią pacierza. Słowa modlitwy pani Małgorzata nauczyła się od swojej matki, a ta najprawdopodobniej od swojej. Nie chce zdradzić, jak brzmi ta modlitwa. – To rodzinna tajemnica – śmieje się.
Państwo Kujawscy mają trzy córki. Najbliższą Wigilię spędzą z tą najmłodszą, Wiesławą. Dwie starsze mają już swoje rodziny. Modlitwę, którą wyniosły ze swojego domu, odmówią teraz wraz ze swoimi mężami i kolejnym pokoleniem.
 
Źródło: Gazeta Pomorska
21-12-2007
Tekst: Dariusz Nawrocki
 
 

Podziel się wiadomością: