Pierwsza powieść o Wylatowie

Było już wiele publikacji, reportaży, filmów, a także teledysków, których tematem było Wylatowo. Jednak po raz pierwszy powstała powieść sensacyjna.

foto_art/[1262]horyzont_zdarzen_96_190.jpg

Autorem powieści jest Jacek Brzozowski.

Akcja rozpoczyna się w Wylatowie w noc 21 lipca 2000 roku, typowymi wtedy zjawiskami. Zaniki obrazu telewizyjnego, dziwne światłą i błyski za oknami, ujadanie psów, a rano….

W Katedrze Astronomii i Astrofizyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu kończy wykład młody, dość kontrowersyjny profesor Aleksander Zoll. Do profesora podchodzi dojrzały, dystyngowany mężczyzna, który przedstawia się jako Ksawery Nowicki, bankier, ale także antykwariusz. Stara się on zainteresować fizyka kręgami zbożowymi, które powstały w odległym o kilkadziesiąt kilometrów, podmogileńskim Wylatowie. Naukowiec daje się namówić na krótką rozmowę…

Akcja powieści rozwija się dynamicznie, jest przeplatana wieloma autentycznymi zdarzeniami, które miały miejsce w ostatnich dziesięcioleciach. Zahacza także o wątki znane powszechnie wszystkim zainteresowanym ufologią.  Pojawiają się znane kręgi zbożowe z Grasdorfu z 1991, pod którymi znaleziono metalowe płytki związane z piktogramem. Pojawia się także Riese, budowany w czasach II wojny światowej w Górach Sowich kompleks podziemnych tuneli, sztolni i fabryk, których docelowe przeznaczenie nie jest do końca znane…

Także bohaterowie powieści, a przynajmniej pewne ich cechy i zachowania wydają się znajome.

Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Walkowska
Patronat nad książką objął nasz serwis.
Informacje o możliwości zakupu książki na stronie
www.horyzontzdarzen.pl/

Poniżej cytujemy wybrane fragmenty:

(…) Nowicki kontynuował, zupełnie jakby nic nie zauważył:
– Równo, co do dnia, dokładnie dziewięć lat przed kręgiem wylatowskim, na polach w pobliżu Grasdorfu w Niemczech pojawił się ogromny, stumetrowy znak w zbożu. Wzór składał się z szeregu kręgów, pomiędzy którymi figurował także symbol celtyckiego krzyża. Podobnie, jak to ma miejsce w Wylatowie, czy niektórych innych rejonach.
– To częsty motyw. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
– Zgadza się. Lecz w tamtym okresie było – wytknął mu uprzejmym tonem dżentelmen. – Piktogram przyciągnął, rzecz jasna, prawdziwe tłumy ludzi. Tak się złożyło, że jeden z nich posiadał wykrywacz metalu. Przechadzał się z nim kilka godzin, nie szukając niczego konkretnego. A jednak – mówiącemu spoważniał głos – urządzenie zasygnalizowało na głębokości pół metra coś, co po wydobyciu na powierzchnię zdało się być ściśle związane z agroglifem.
Na tym przerwał, oczekując na reakcję. Zoll milczał przez chwilę, po czym wbił w niego niecierpliwy wzrok:
– A więc? Co to było?
Na ustach prominenta zarysował się cień uśmiechu:
– Były to trzy, okrągłe, pięciokilogramowe płyty: jedna wykonana z brązu, druga ze srebra, a kolejna – ze szczerego złota. Co ciekawe, znajdował się na nich pewien rysunek. Czy pan wie, co przedstawiał?


(…) – Jest.
Aleks poczuł, jak serce zabiło mu mocniej, gdy składał litery wstępu: „Wylatowo: Japończycy badają ślady UFO. Ufolodzy w całym kraju głowią się, kto „wyrysował” tajemnicze piktogramy w podmogileńskim Wylatowie. Pola, na których odciśnięto zagadkowe znaki, są teraz atrakcją turystyczną dla setek odwiedzających je osób. Kilka dni temu…”.
– Mój Boże.
Wyobraźnia niemal natychmiast przywołała inteligentną twarz staroświeckiego człowieka, rzekomego bankiera i antykwariusza, który w ubiegłym tygodniu otworzył przed nim skarbiec z komplementami i osobliwymi historiami:
– Zupełnie niedaleko stąd, w pobliżu Gniezna – Ksawery Nowicki snuł opowieść, która trwała niespełna dziesięć minut, a która miała zmienić wszystko – znajduje się niewielka wieś. Dziś rano, na tamtejszych polach okoliczna ludność odkryła duże połacie zboża wygniecione w regularne kręgi i inne kształty o wielkiej precyzji. Odkrycie poprzedziły zakłócenia w odbiorze telewizji, niepokój wśród zwierząt i nietypowe efekty świetlne na niebie. Od razu przypomniały mi się pańskie publikacje.
– Proszę mówić dalej.
Nowicki kładł słowa uważnie, z ostrożnością kroków stawianych na świeżo zamarzniętym lodzie.

              – Podobnie jak pana, choć może z innych pobudek, interesuje mnie zagadnienie piktogramów. Dlatego dość szybko w moje ręce trafiły zdjęcia tych formacji – odchylił klapę marynarki i wyciągnął kilka, wykonanych z dużej wysokości, fotografii. Naukowiec wyciągnął szyję z ciekawością, lecz nie wziął ich do ręki. – Wyglądają a tyle wiarygodnie – ciągnął, prezentując je przy tym – iż uznałem, że należałoby pochylić się nad tym przypadkiem. Bardzo przypominają analogiczne obiekty angielskie – dodał.

 

Podziel się wiadomością: