Za horyzontem niezwykłych zdarzeń

O tym co UFO robiło w Wylatowie, katastrofie obcego pojazdu kosmicznego w Gdyni oraz tajemnicach III Rzeszy z Jackiem Brzozowskim, autorem powieści pt. „Horyzont Zdarzeń” rozmawia Marcin Mizera.

MM: Wylatowo, piktogramy zbożowe, UFO, tajemnice, zdarzenia mrożące krew w żyłach… pojawiają się w Pańskiej powieści pt. Horyzont Zdarzeń. Co spowodowało, że zdecydował się Pan podjąć te tematy?

Jacek Brzozowski; Fot. NPN

JB: W swoim skromnym dorobku posiadam także wyróżnienie zdobyte w ogólnopolskim konkursie literackim im. Morawskiego. Otrzymałem je za opowiadanie, które dotyczyło zupełnie innych tematów. Choć zawierało w sobie elementy nieco onirycznej fantastyki. Tematy o których Pan mówi, są niewątpliwie i po prostu – niezwykle interesujące. Intrygują poprzez sam nierozpoznany charakter. Mimo to zastanawiam się czasem, czy w dobie, gdy rekordy popularności biją powieści o wampirach – których nikt nie widział, jest czymś niezwykłym napisanie książki o kręgach zbożowych, które widziało przecież setki tysięcy osób. Myślę, że tematy tego rodzaju poruszam też odrobinę z przekory. Na co dzień, od około dwunastu lat piszę artykuły, potem regulaminy, umowy, oficjalne noty oraz akty prawne. Są one wciągającą łamigłówką w sensie logicznym. Natomiast w sensie semantycznym, w pewnym momencie poczułem, że się uwsteczniam. Że nie rozwijam już zasobu słów i intelektualnie się podduszam. Napisanie kilku pierwszych zdań prozą, było jak otwarcie na oścież drzwi zatęchłej kajuty. Uderzenie świeżości i przypływ radosnej otuchy. Wciągnęło mnie.

Wylatowo, tak naprawdę – choć ze wszech miar wyjątkowe – było przede wszystkim fabularnym przyczynkiem do napisania „HORYZONTU ZDARZEŃ„. Jest, jakże jaskrawą, ilustracją znacznie szerszego zjawiska, mianowicie stosunku ludzi do rzeczy i zdarzeń, których nie da się dziś objąć rozumem. Tytuł książki to termin z fizyki, który oznacza, mówiąc w dużym przybliżeniu, to co się dzieje na powierzchni czarnej dziury. Ciała niebieskiego, które zasysa wszystko do środka, nie wypuszczając nawet światła. Co znajduje się dalej? Nigdy tego się nie dowiemy. Być może podobnie będzie z kręgami w zbożu. Oczywiście, w samym Wylatowie byłem. Rozpoznawałem zagadnienie, gdy kiełkowała we mnie myśl o książce. Na ile to było możliwe, chciałem poczuć klimat miejsca.

MM: Czy Pana zdaniem w Wylatowie w latach 2000-2005 rzeczywiście dochodziło do kontaktów z UFO? Czy obcy chcieli przekazać nam jakąś wiadomość?

JB: Uważam, że doszło tam do manifestacji jakiejś siły. Jej charakteru nie znamy, widzimy jedynie zewnętrzne oznaki działania. Zaiste, oznaki niezwykłe. To jednocześnie równie banalne, jak zjawisko życia, którego sens jest intuicyjnie dla nas oczywisty, ale powstaje kłopot, gdy trzeba je konkretnie zdefiniować.

Książka „Horyzont zdarzeń”

MM: Eksperyment o podłożu psychologiczno – socjologicznym przeprowadzony przez… obce istoty? Brzmi absurdalnie? Może, ale po głębszym zastanowieniu się… W Wylatowie zaobserwować mogliśmy cały wachlarz różnego rodzaju reakcji ludzi. Zawiązywały się przyjaźnie, ale dochodziło również do prawdziwych dramatów. Niektórzy rozpoczęli  „wojnę o zdjęcia i filmy”.  Kto pierwszy „upolował” ciekawsze UFO ten… brylował w mediach. Może dlatego „obcy” porzucili Wylatowo?

JB: Mądra hipoteza, ale Panie Marcinie, dobrze Pan wie, że gdybyśmy lądowali na innej planecie, zakładalibyśmy raczej globalny charakter i skutek nawiązanych kontaktów. Uważam również, że postawilibyśmy na komunikaty o jednoznacznym charakterze, nie pozostawiające miejsca na nieskończoną liczbę interpretacji. Zresztą zrobiliśmy to już, przykręcając płytki z sylwetkami ludzi do sond kosmicznych, czy mapą lokalizacyjną Układu Słonecznego. Tak było na przykład z sondami Voyager.

Co do aspektu socjologicznego, żadne założenie nie może być absurdalne w sytuacji, gdy każde rozwiązanie i każda odpowiedź wydaje się być na równi możliwe i niedorzeczne zarazem. W przypadku UFO występuje osobliwe zjawisko. Większość zapytanych Polaków spycha ten problem w rejony zarezerwowane dla uciesznych żartów, tłumacząc się racjonalizmem. Jednocześnie racjonalizm ten pozwala na wiarę w uzdrawiającą moc cudownych obrazów i źródeł. Cały Katolicyzm opiera się przecież na przyjęciu za pewne zdarzeń o charakterze nadprzyrodzonym i nieracjonalnym. Jest przecież cudowny obraz Madonny z Guadelupe. To do niego wyjechał Karol Wojtyła w swoją pierwszą podróż zagraniczną jako Papież. Obraz ten został uznany przez Kościół jako „nie namalowany ludzką ręką”. W Polsce także odbywają się pielgrzymki do obrazu. Coś jest na rzeczy. Ci sami ludzie jednocześnie odrzucają z zażenowaniem możliwość istnienia czegoś innego, gdzieś tam… Bo to nieracjonalne. Interesujący paradoks. I poletko badań socjologów.

A’ propos: Szef watykańskiego obserwatorium astronomicznego, ksiądz Jose Gabriel Funes, w wywiadzie dla „Le Osservatore Romano” stwierdził, że można wierzyć w Boga i istnienie istot pozaziemskich. Jego kolega z pracy, Guy Consolmagno, przygotował nawet 48 – stronicową broszurę pod wiele mówiącym tytułem „Inteligentne życie we wszechświecie? Katolicka wiara i poszukiwanie pozaziemskich form życia.”.

Przywołując przykłady z górnej półki warto zauważyć ostatni skandal wywołany ujawnianiem tajnych amerykańskich depesz dyplomatycznych przez portal Wikileaks. Są pośród nich i takie, które dotykają tematu niezidentyfikowanych obiektów. Co więcej, ONZ powołała kilka miesięcy temu astrofizyka, Panią Mazlan Othman, jako swego pełnomocnika, którego zadaniem jest opracowanie protokołu pierwszego kontaktu. Jak widać, tematy na powieść sensacyjną same się proszą…

Na tym tle można wysnuć wniosek, że mentalnie znajdujemy się bardzo daleko za krajami zaliczanymi do światowej czołówki. Proszę sobie wyobrazić (pomijając realia ekonomiczne), że Premier środkowoeuropejskiego kraju, na przykład Polski, postanawia wybudować całe pole superczułych anten satelitarnych. Docelowo 350 sztuk. Ich zadaniem ma być nasłuchiwanie kosmosu w poszukiwaniu inteligentnego sygnału w tzw. „paśmie wodoru”. I wydaje na to równowartość wielu miliardów dolarów. Z miejsca okrzyknięto by go szaleńcem, a wkrótce odsunięto ze stanowiska. A w USA to wszystko po prostu zrobiono. Kompleks nosi nazwę Allen Telescope Aray. Tak właśnie się różnimy.

MM: W Pana książce Wylatowo jest jednak zaledwie jednym z wielu wątków. Jest UFO, są spiski, sensacje i rządowe tajemnice. Znajdujemy tam tajemniczą postać hrabiego Saint-Germain, przeplata się również motyw dziwnych praktyk prowadzonych przez przywódców III Rzeszy. Czy to wszystko naprawdę jest tylko fikcją?

JB: To trafne pytanie. Od samego początku wychodziłem z założenia, że to co napiszę, musi być mocno zakorzenione w rzeczywistości. Fikcyjne są jedynie postacie. Wszelkie epizody, począwszy od Wylatowa, daty, nagłówki gazet, miejsca i panujące w nich warunki są rzeczywiste. Nawet opisany sposób na kaca pochodzi z przekazu antycznego mędrca. Główny wątek, czyli metalowe płyty, rzeczywiście wykopano w Grasdorfie. O ile wiem, znajdują się obecnie w Berlinie. Wnikliwi znajdą nawet takie drobne smaczki, jak to, że Rząd Premiera Oleksego poszukiwał niemieckiego złota na Dolnym Śląsku. Taki news pojawił się na krótko w Onecie. Uznałem, że to sensacja i zacząłem szukać szerszych relacji na innych portalach. Nie znalazłem. Gdy po chwili wróciłem do punktu wyjścia, informacja została wymazana. Wcześniej zdążyłem ją wydrukować… Natomiast osobiste zainteresowanie przywódców III Rzeszy ezoteryką, nie jest dla historyków tajemnicą. Co do mitu hrabiego Saint Germaina wydaje się, iż postać ta jest projekcją odwiecznego marzenia o nieśmiertelności biologicznej. W fabule dodaje głębi. Któż, jak nie Wieczny, może zbliżyć się do rozwiązania zagadki kręgów?

Poza tym, w książce występuje także wątek romantyczny, stwarzający napięcie w relacji między dwójką najważniejszych postaci. Bohaterem bywa Toruń, który uwielbiam.

MM: Czy Horyzont Zdarzeń znajdzie swój ciąg dalszy?

JB: Myślę, że w każdej mojej następnej książce pojawią się elementy uważane za nadnaturalne, lecz osadzone w rzeczywistości, podobnie jak zbożowe kręgi. Stanie się tak oczywiście tylko pod warunkiem, że kiedykolwiek znajdę czas na pisanie. Dziś wydaje mi się to mało prawdopodobne. Nie planuję kontynuacji przygód profesora Zolla. Marzy mi się napisanie powieści, której tematem byłaby wielka sztuka. Wymaga to jednak udoskonalenia warsztatu i znacznego pogłębienia wiedzy w tym zakresie. Czyli czasu. Tak było w przypadku Horyzontu Zdarzeń.

Na zakończenie pragnę podziękować organizacji Projekt NPN – www.npn.org.pl za wsparcie udzielane w ramach patronatu medialnego. Pozdrawiam czytelników Portalu oraz życzę sezonu obfitego w zbożowe kręgi, natomiast alergikom – łagodnego przejścia przez okres wegetacyjny roślin.

Wywiad opublikowany został w sierpniowym numerze miesięcznika „Czwarty Wymiar” z 2011  roku.

Źródło: NPN

Zapraszamy również na stronę internetową książki www.horyzontzdarzen.pl, gdzie wyjaśniono najważniejsze pojęcia użyte w książce, a także zamieszczono linki do profesjonalnych recenzji literackich.

 

Podziel się wiadomością: