Jeżeli armia decyduje się podać do publicznej wiadomości niusa, który przedstawia nam nową „machinę” do walki, to pewne jest, że urządzenie to działa już od wielu lat. Czy tak może być ? Zastanówmy się nad tym.
W styczniu 2007 roku prawie wszystkie gazety donosiły o testach zakończonych oczywiście sukcesem, gdzie głównym bohaterem było nic innego jak działo mikrofalowe. Urządzenie to nazwano w taki sposób aby kojarzyło się wyjątkowo „ciepło” – szeryf. Któż z nas nie oglądał dzielnych kowbojów, którzy zaprowadzali ład i porządek „ubierając” się w błyszczącą gwiazdę na piersi. Czasy Dzikiego Zachodu minęły, a metody zabijania znacznie udoskonalono. Zabijania? Tak, bo jak inaczej nazwać ów wehikuł?
„Szeryf”, czyli Active Denial System |
Telewizje CNN i BBC pokazały zdjęcia „szeryfa”, a wiele mediów w Internecie dość szczegółowo opisuje tę nową broń, wypróbowaną z powodzeniem na poligonie w Georgii.
Oficjalna nazwa „szeryfa” to Active Denial System (w wolnym przekładzie – aktywny system powstrzymujący) czyli w skrócie ADS. „Szeryf” wykorzystuje płaską antenę do wysyłania wiązek promieniowania mikrofalowego, powodującego u ludzi piekący ból, uniemożliwiający normalne funkcjonowanie. „Szeryf” może być montowany nawet na lżejszych pojazdach, a zasięg jego działania dochodzi do 500 metrów, czyli jest znacznie większy niż np. gumowych pocisków, służących dziś siłom policyjnym do rozpędzania demonstracji.
Dziennikarze przetestowali nową broń
Dwóch żołnierzy i dziesięciu reporterów dobrowolnie zgodziło się doświadczyć skuteczności „szeryfa” na własnej skórze podczas prezentacji nowej broni w bazie lotniczej Moody w Georgii. Jeden z dziennikarzy opowiedział, że poczuł „buchnięcie żaru, jak z rozpalonego pieca” i natychmiast zaczął uciekać.
Według informacji Pentagonu, wiązka mikrofalowa „szeryfa” podgrzewa skórę trafionego człowieka do 50-55 stopni Celsjusza. Promieniowanie o częstotliwości 95 gigaherców penetruje jednak skórę zaledwie na głębokość 0,4 milimetra, co ma zagwarantować, że nie dojdzie do żadnych trwałych uszkodzeń ciała.
Krytycy nowej broni nie ukrywają jednak wątpliwości i pytają, jak na taką wiązkę zareagują np. trafione bezpośrednio oczy.
Wojskowi przytaczają dane statystyczne – w ciągu pięciu lat prac nad nową bronią wypróbowano ją już na ponad 10 tysiącach ludzi (sic!) i nikomu nic się nie stało.
Do służby w amerykańskim wojsku „szeryf” ma trafić w 2010 roku. Firma Raytheon, która opracowała tę broń, liczy też na miliardowe zyski ze sprzedaży „szeryfa” za granicę.
Tego typu informacja musi budzić lekki uśmiech na wielu twarzach, jednak nie na mojej. Mobilny system umieszczony na podwoziu Hammera przypomina zwyczajny radar, świetny sposób maskowania. Jakiż problem stanowić może przemontowanie urządzenia na np. polskiego Honkera i zwiększenie jego mocy? Zapewniam, żaden! Gdzieś to paskudztwo testowano, pytanie gdzie i na kim lub na czym?
Odpowiedzi może być wiele. Z pewnością uważny Czytelnik wie o tym, że podczas badania kręgów zbożowych, a ściśle całych roślin ustalono, że prawie normą stały się kompletne uszkodzenia (rozsadzenia) miejsc, które określa się jako międzywęźla. Gwałtowne parowanie…tak brzmiała diagnoza i przyczyna. Pamiętam jak wtedy badacze wylatowskich pól domniemywali, że powodem może być promieniowanie mikrofalowe analogiczne do tego, które spotykamy w kuchence mikrofalowe. Czyżby mogło spowodować takie uszkodzenia wspomniane wcześniej urządzenie? Bez wątpienia tak, jakiż to problem zwiększyć moc owego działa? Pewnie, jakoś trzeba wytłumaczyć to, że formacje zbożowe mają określone kształty, które zdają się nie być przypadkowe. Jeżeli „szeryfa” uznamy za przyczynę, to należy dociekać, że wiązka mikrofal jest ściśle kontrolowana w sposób niezwykle precyzyjny.
Wielu stwierdzi, że tego typu sprzęt z pewnością nie trafi na teren Polski, jako co prawda partnera amerykańskiego w „łupieniu” świata, acz bardzo niepewnego. To nonsens! Przypominam, mamy największy poligon w Europie – Drawski i to co tam wyprawiają armie świata przyprawia o zawrót głowy…świadczą o tym nieliczne (jak na razie) katastrofy i powszechny zwyczaj…ranni trafiają do 107 SZPITALA WOJSKOWEGO W WAŁCZU. Przytoczyć warto choćby katastrofy śmigłowców „APACZ”. Woalowanie pewnych faktów przypomina „mistyfikację z Nadarzyc”.
Zaprezentowane urządzenie mikrofalowe w tym konkretnym przypadku pokazano na podwoziu typowej terenówki, a jakiż to problem przenieść je na pokład śmigłowca, samolotu, wiropłata lub każdego innego pojazdu? Zapewniam…żaden. Pozostaje oczywiście kwestia zasilania, jednak przy obecnym stanie techniki nie jest to problem nie do pokonania. Pamiętajmy o tym, że żyjemy w epoce osiedlowych siłowni atomowych, które znano już (teoretycznie) podczas II WOJNY ŚWIATOWEJ. To nie jest fantazja, to tylko kolejny wstrząsający fakt! Więc co do cholery „fruwa” nam nad głowami? Praktycznie wszystko, od samolotów natowskich, których przeloty są zupełnie czymś normalnym (nie tak dawno pisałem szeroko o aferze w Starych Kiejkutach). Są także „wizyty” nieproszonych gości, którymi są samoloty sowieckie transportujące materiały (odpady) rozszczepialne. Być może, że właśnie wskutek niemożności naziemnych stacji radarowych pojawiły się ( jak na razie okazjonalnie) AWACSY. Zupełnie innym problemem jest wyposażenie tych ostatnich, zwłaszcza wtedy, kiedy na ich pokład zapraszani są notable. Okazuje się, że AWACS, AWACKSOWI nie jest równy! Mieliśmy prosty przykład w Powidzu, gdzie wylądowały dwa „egzemplarze”. Z oficjalna wizytą na pierwszy z nich „wdrapali” się min. politycy, którzy jak się później okazało ( a o czym szybciutko zapomniano) nie przekroczyli nawet przysłowiowego „progu”. Tak, wyproszono ich i wskazano drugi samolot, jako udostępniony do zwiedzania. Było coś więcej niż nowoczesne podniebne „muzeum”, czy ultranowocześnie wyposażony system radarowy z „przystawkami” o których nikt w Polsce nie ma bladego pojęcia? Oczywiście prędzej czy później dowiemy się tego.
Nie mogę wyzbyć się jednego wrażenia, które łączy się z obserwacją najbardziej chyba znanej postaci – Ireneusza Krokowskiego, którego przygody media powtarzały do znudzenia, jego relacja obejmowała „coś” co nazwał mgłą. Czy to przypadek? Wątpię, zwłaszcza, że chwilę później byłem na miejscu i niczego podobnego nie widziałem. Więc co, wymysł zmęczonego badacza? Oczywiście wykluczyć tego nie możemy, ale owa mgiełka stanowiłaby ciekawy przyczynek do określenia „ubocznego” skutku parowania wody w wyniku właśnie promieniowania mikrofalowego, ściśle ukierunkowanego! Jest coś jeszcze, co umknęło prawie wszystkim…w jego relacji pojawia się jeszcze wątek drgań, które były odczuwalne, a później potwierdzone przez sprzęt Doktora Szymańskiego!!!! Czy to do cholery przypadek czy skutek i przyczyna?
Panie i Panowie dzieje się coś niezwykłego o czym już wiemy, teraz pozostało najtrudniejsze – znaleźć się we właściwym miejscu i porze aby móc owe działanie zarejestrować w sposób bezpośredni. I któregoś dnia uda się, jestem tego pewny. I co najważniejsze, mamy świadomość tego, że przyczyny powstawania formacji zbożowych i innych są zwykle powiązane z czymś czego genezy nie znamy, ale warto wiedzieć, że każda możliwość jest sprawdzana, a najpewniej szukać należy blisko – w najbliższym otoczeniu.
Miejmy oczy otwarte i nie dajmy się zwariować, medytacje i buczenie mantry na „omm” – nutę to bzdura zwłaszcza wtedy, gdy być może nad głowami cichutko przemyka kolejne dziwadło z „szeryfem” na pokładzie, a czemu nie?
Mariusz R. Fryckowski