Ostatnie zboża zostały już wykoszone, monitoring nie działa już od blisko dwóch tygodni czas zatem na próbę podsumowania sezonu 2007.
Co takiego wydarzyło się w Wylatowie w te wakacje? W zasadzie nic. Od początku cała akcja zapowiadała się, że będzie z o wiele mniejszym rozmachem niż rok czy dwa lata wcześniej. Brakowało chętnych do pomocy przy monitoringu, zadeklarowanych badań i sprzętu.
Z początku wyglądało nieźle. Na polu Janusz Zagórski ustawił przyczepę, w której znajdował się sprzęt rejestrujący, podciągnięto prąd. Na słupie elektroenergetycznym oraz na dachu „bazy” zamontowano kamery, lepszej jakości niż dotychczas. Rozpoczęło się monitorowanie pól wraz z transmisją obrazu z kamer on-line w Internecie. I możnaby powiedzieć, że na tym się skończyło. Zabrakło osób, które działały do tej pory najwięcej i najwięcej mogłyby zdziałać. Jeśli się w ogóle pojawiały, to najwyżej na jeden dwa dni. Nawet niestrudzony badacz, dr Jan Szymański przyjechał tylko na chwilę i to bez swojej aparatury, gdyż jak twierdzi, zaczęły mu przeszkadzać media i tłum. Ma rację, ponieważ faktycznie od minionego roku do Wylatowa przyjeżdżały głównie media, a z nimi osoby za nimi ganiające, by choć na chwilę stanąć przed kamerą. Poza tym przyjeżdżała cała armia ludzi, którzy tak naprawdę czasami niezbyt wiedzieli po co tu są. Nie inaczej było w roku bieżącym.
Innymi powodami, dla których zabrakło naprawdę potrzebnych osób, mogło być zniechęcenie brakiem rezultatów w latach minionych, brakiem agroglifu w 2006 roku, brakiem wolnego czasu itp.
Tego lata dochodziło nawet do sytuacji, że trudno było o osobę, która mogłaby pozostać w przyczepie na polu, w celu pilnowania sprzętu. Osób działających byłą garstka. Pozostałe można bez przeszkód określić mianem „oszołomy”. Niestety.
Podobnie jak w roku ubiegłym w Wylatowie nie pojawił się żaden agroglif. Także i w skali kraju agroglifów nie było. Znalazłaby się garstka wykonanych przez „nieudolnych deptaczy”, o których nie warto i nie należy wspominać. Był tylko jeden dobrze wykonany przez deskarzy agroglif w Łabiszynie, o którym wspominaliśmy. Dlaczego tak się stało? Pomysłów jest znacznie więcej niż pomysłów co (kto) wygniata zboże.
Jeśli założymy, że wykonują je ludzie („deskarze”), to można przyjąć, że znudziło im się niszczenie zboża, ponieważ spadało zainteresowanie mediów i turystów zjawiskiem, pojawiło się zobojętnienie. Tutaj jest pole do popisu dla socjologów. Wspomniał ktoś także, że nie ma agroglifów, ponieważ w czasach powszechnej migracji „deskarze” wyjechali za chlebem do Wielkiej Brytanii.
Jeśli założymy, że agroglify powstają na skutej jakiegoś nieznanego dotąd zjawiska przyrodniczego, to można przyjąć, że nie było ich z powodu jakichś nieodpowiednich warunków. Zima była wyjątkowo ciepła, wiosna wczesna i gorąca, a lato deszczowe. Nawet żniwa były w tym roku nietypowo wcześnie. Zatem być może są to nieodpowiednie warunki do formowania się agroglifów?
Z kolei, jeśli robi je jakaś inna cywilizacja, to być może cel jaki stał za powstawaniem agroglifów został osiągnięty, zadanie wykonane, a może skończył się budżet? A może jak napisał „chyba normalny” w komentarzu: „A ja mysle ze to ekolodzy powstrzymali UFO – nikt nie bedzie bezkarnie niszczyl naturalnego srodowiska wołków, biedronek i innych żuczków, przed zniwami ;). Ekolodzy jak do tej pory jedna z najbardziej nieodgadnionych cywilizacji…”.
Prób wyjaśnienia jest bez liku zarówno tych poważnych, jak i tych powagi zupełnie pozbawionych. Pewne jest tylko to, że sam brak agroglifów jest równie dobrym materiałem do badania ich natury, jak ich zatrzęsienie. Prawdziwy badacz zawsze ma coś do roboty.
Z pewnością na taki stan rzeczy nie będą narzekali mieszkańcy, którzy zaczynają powoli tęsknić za czasami przed 2000 rokiem, kiedy o Wylatowie nikt nie słyszał.
Na koniec trzeba wspomnieć, że tak jak agroglifów, w tym roku zabrakło także dziwnych zjawisk świetlnych, które niekiedy nocami towarzyszyły obserwatorom pól. Może poza „kulami” na zdjęciach, ale pył i wilgoć, na szczęście, w powietrzu unosić się będzie zawsze…
W zasadzie poza tym, że nic ciekawego się nie działo, odbył się na koniec pokaz filmów o Wylatowie (relacja tutaj) z godnym polecenia filmem „Kręgi” Dariusza Kuciewicza i Andrzeja Wojciechowskiego oraz plenerowa, niezbyt udana prezentacja filmu „Na niebie na ziemi” (relacja tutaj).