UFO porzuciło Wylatowo

Kręgi w zbożu już się nie pojawiają. Mieliśmy swoje pięć minut. Ale może to nie koniec? – mówi mieszkaniec kujawskiej wsi

Z tablicy wiszącej na domu Jerzego Szpuleckiego poodpadały litery, powoli zżera ją rdza. Nikt jakoś nie ma chęci jej odnowić. Bo od kilku lat piktogramy na polach już się nie pojawiają. – Pan myśli, że ludzie się martwią? Wielu miało dość. Ile to zboża szło na zmarnowanie… – przekonuje gospodarz.

Wielka energia jakaś

A było tak. Jerzy Szpulecki (rolnik, ok. 60 lat) uwijał się przy budowie domu, gdy zobaczył światło. – Takie czerwone. Wychodziło chyba z jakiegoś statku. Przeleciało nad polem i wysiadła elektryczność. Dostałem od niego jakąś ogromną energię. A potem poszło w stronę Poznania. A na polu został ogromny znak – opowiada.

Był 22 lipca 2000 r. Dla Wylatowa – początek nowej ery.

Odtąd piktogramy pojawiały się regularnie, co roku. Większe i mniejsze. Proste i niezwykle skomplikowane. Zawsze na kilku tych samych polach rozsianych wzdłuż ruchliwej drogi.

Do wioski zaczęli zjeżdżać turyści, dziennikarze i badacze zjawisk paranormalnych z Polski, USA, Japonii. Założyli bazę u Szpuleckiego, obstawili pola kamerami, rozesłali po okolicy patrole…

U Sucholi nie ma, u Filipczaka jest

Tadeusz Filipczak ma 61 lat. To właśnie na jego polu w 2000 r. pojawił się pierwszy piktogram. Może dlatego tak się zaangażował w próby odkrycia zagadki.

– Pamiętam jedną noc. Na polu cisza, spokój. Zboże stoi i ani drgnie. Byłem na nogach do 4.15. Wreszcie zmorzyło mnie i wróciłem do domu. Godzinę później słyszę pukanie. Sąsiedzi. Patrzcie, mówią, u Sucholi nic nie ma, a u Filipczaka już tak. Zrywam się, biegnę, patrzę – jest. Jakim cudem? Nie wiem – opowiada.

Raz wydawało się, że badacze znaleźli się o krok od wyjaśnienia zagadki. – Kamery przemysłowe pracujące całą noc zarejestrowały na polu jasne światło. Ale nic więcej, żadnego ruchu. Potem w tym miejscu był piktogram – wspomina Janusz Zagórski z Forum Nowej Cywilizacji.

Tajemnicze znaki pojawiały się na polach do 2005 r. Potem – jak nożem uciął. – Czasem jeszcze widać tam zjawiska świetlne, ale to już nie to samo – macha ręką Szpulecki.

Wieś żyła pełnią życia

Może i taka zabawa w kotka i myszkę była irytująca, ale wieś zaczęła naprawdę żyć. Najpierw pojawił się biznesmen skądś z Polski. Chciał stawiać ogródki piwne, coś tam budować. Ale ludzie go wyśmiali. – Ci, co przyjeżdżają, to piwo w rękach mają. A co, jeśli piktogramy przestaną się pojawiać? – mówili. I biznesmen zrezygnował.

Jakiś grosz z UFO miał Szpulecki, któremu badacze płacili za nocleg. Robią to zresztą do dziś. Ale co to za pieniądz – 10 zł.

Filipczak postanowił fotografować wzory i sprzedawać zdjęcia. Po złotówkę, 2 złote. W domu założył coś na kształt muzeum, w którym można było te fotki oglądać. – Zarejestrowałem działalność pozarolniczą, ale niezbyt się to opłacało. Jakaś pani powiedziała, że przecież zdjęcie może każdy sobie zrobić własnym aparatem. To dałem sobie spokój – wspomina.

Sąsiedzi mówią, że za zebrane pieniądze odnowił figurę św. Wawrzyńca, która stoi w centrum wsi.

Dziś po staremu zajmuje się tylko rolnictwem. Dawne czasy przypomina tylko żelazna tablica w jego obejściu. Na szczycie latający spodek, u dołu napis „majeranek”.

– Co to takiego? – dopytuję.

– A nic… Majeranek to ta roślinka – śmieje się i wskazuje na sąsiednie pole. – Po prostu ją sprzedajemy.

Badacze: to autentyk

Kilka dni temu entuzjaści niezwykłych zjawisk znów zainteresowali się Kujawami. Tym razem piktogramy pojawiły się w Strzyżewie pod Bydgoszczą. Szybko się okazało, że były dziełem studentów. Bo zrobić znak w zbożu jest łatwo. Jeden z użytkowników internetowego Forum Valhalla radzi: „Bierzesz patyk, kawałek sznurka. Wbijasz patyk z przywiązanym sznurkiem w ziemię i chodzisz naokoło niego. Masz już krąg. Dzwoń do telewizji czy gdzieś tam jeszcze i jesteś sławny”.

Za granicą wyciskanie kręgów w zbożu urosło już do rangi sztuki. Dwóch Brytyjczyków założyło trudniące się tym stowarzyszenie Circlemakers.org, a na początku lat 90. Fundacja Artura Koestlera zorganizowała w Berkshire konkurs z pulą nagród sięgającą kilku tysięcy funtów.

Za autentyczność większości kręgów z Wylatowa ufolodzy dadzą sobie jednak obciąć rękę. – Fałszywkę od autentycznego piktogramu odróżnić bardzo łatwo. Choćby po tym, że wokół oryginałów ziemia nie była poruszona nawet w minimalnym stopniu. Po prostu nie chodzili tam ludzie – zapewnia Zagórski.

Po latach rozgłosu Wylatowo znów staje się wioską, jakich tysiące. – Nie wykorzystano szansy, by ją wypromować i przyciągnąć turystów. Proszę tylko porównać Wylatowo z Roswell. W USA doszło do jednego wydarzenia (rzekomego rozbicia się statku kosmicznego – red.), a do dziś odbywają się tam zjazdy entuzjastów – mówi Zagórski.

Urzędnicy z Mogilna zapewniają, że niezwykłe zjawiska były wykorzystywane do promowania gminy. Jak? Nie bardzo potrafią powiedzieć.

– Po prostu nasze Wylatowo u progu trzeciego tysiąclecia miało swoje pięć minut. Ale może to jeszcze nie koniec? Bo to przecież na świecie są takie rzeczy, co w głowie się nie mieszczą – podkreśla Filipczak.

Źródło: Rzeczpospolita

Podziel się wiadomością: